Opowieść
O SPACERZE WŚRÓD TRAW
Dziś wspominam poniższymi kadrami cudowny październikowy weekend w Zwardoniu.
Zanurzona w trawie, zamykałam w kadrze gałązki, listki, każdy niezwykły kształt, kolor i smugi światła.
Rośliny - bohaterki tych fotografii - są lekkie, wdzięczne, ażurowe. Jak puch, białe iskry albo konstelacje gwiazd. Trochę jak żywe maswerki, jak organiczna koronka.
Trochę jak gotyk płomienisty, laskowania, służki i żebra, wimpergi i pinakle, ożywione kroplami intensywnie czerwonymi jak krople krwi.
Liście, w których odbijał się błękit nieba.
Które tworzyły barwne parasole. Siedziałam pod nimi schowana i chłonęłam widoki.
Spacery po okolicy były długie. Nie zdradzę dziś wszystkiego:
W następnej opowieści znajdziecie ludzi - w dmuchawcach, z aparatem w dłoni i z latawcem. Będzie pewna kłódka, a na moim drugim blogu Sercem Malowane wkrótce pokażę co zostało znalezione w zwardońskich lasach, przytaszczone (bo tyle ważyło!) do domu i co się z tym potem stało.